Kolejna męska Ewangelia i Łazarz

Wiemy już, co stanowi centralny punkt ewangelii Marka. Ale możemy jeszcze zapytać, czy jest coś, co ją wyróżnia spośród pozostałych? Otóż może być tym elementem to, czego w niej nie ma. A nie ma w tej ewangelii jakiejkolwiek wzmianki o okolicznościach narodzenia Pana Jezusa, o Jego dzieciństwie i o Jego młodości. Pozostaje wiec przypuszczenie, że gdybyśmy mieli tylko Ewangelię Marka, to nic byśmy o tym okresie życia Jezusa nie wiedzieli!

Czemu nie ma tam opisanych wydarzeń z dzieciństwa Jezusa? Jest tak może dlatego, że ewangelia Marka bardzo dobrze oddaje psychikęmężczyzn. Zazwyczaj każdy dorosły, pracujący mężczyzna nie zastanawia się nad narodzinami, czy też dzieciństwem. Pojmuje swoje życie w kategoriach związanych z celem, ku któremu zmierza. Wyrazistym przykładem może tu być życie Karola Wojtyły. Po ogłoszeniu, że został wybrany na papieża, włoskie radio i telewizja chodziło do polskich księży studiujących w Rzymie i pytało o życiorys Karola Wojtyły. Okazało się, że żaden ksiądz z Polski nie miał pojęcia o jego dzieciństwie, bo po prostu, jako ludzie dorośli nigdy się tym nie zajmowali! Każdy wiedział, że jest to kardynał z Krakowa, że jest to arcybiskup, że był wykładowcą. I tyle! Z Piotrem było podobnie. Piotr był człowiekiem trudnej pracy, bo przecież był rybakiem. Jego nie obchodziło ani Betlejem ani Nazaret bo on myślał zupełnie innymi kategoriami.

Jest to więc Ewangelia dorosłego człowieka, który opisuje swoją przyjaźń z innym dorosłym człowiekiem, którym był Jezus. Dlatego ewangelia Marka zaczyna się od opisu publicznej działalności Jezusa. I po kolei mamy: rozpoczęcie działalności, powołanie apostołów, działalność na terenie Galilei, działalność na terenie Jerozolimy i na końcu mamy Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie. Cała ewangelia to opowiadanie człowieka bardzo twardego, surowego mężczyzny, który nie opisuje szczegółów, które go interesować nie muszą.

Widzimy więc, że Piotra interesował dorosły Jezus i temu dorosłemu Jezusowi poświęcił całe swoje opowiadanie, które spisał Marek. Ta Ewangelia jest bardzo faktograficzna i po prostu opisuje życie Jezusa, dlatego pewnie bardziej będzie przemawiała do mężczyzn. Kobiety będą znacznie bardziej wolały Ewangelię św. Łukasza.

J 11, 1-45   Łazarz

Osobiście jest to dla mnie jedna ze scen ewangelii, która mnie niezwykle porusza. Pozwólcie więc, że spróbuję was poprowadzić do jej rozważenia w bardzo konkretnym kierunku.

  1. Mamy opisaną bardzo konkretną sytuację – Łazarz od czterech dni leży w grobie (dla wierzącego Żyda do trzeciego dnia tliła się jeszcze nadzieja), czyli wiadomo, że tutaj już się nic nie zmieni. Nic nie można poradzić w tej sytuacji, nie ma z niej, tak po ludzku, żadnego wyjścia. Innymi słowy – takie jest życie….
  2. Kiedy przychodzi Jezus do Betanii zastaje Łazarza leżącego w grobie, przyjaciół wspierających i pocieszających siostry oraz Martę i Marię, które jakoś usiłują sobie poradzić. Ale w tej scenie dominuje jedno uczucie – uczucie źle skrywanego żalu. Słyszymy to w słowach sióstr: „… gdybyś tu był … ale Cię nie było …”. Jest to nieomal otwarta pretensja wynikająca z tego, że siostry wiedzą, że w odpowiednim czasie powiadomiły Jezusa, swego Przyjaciela. Wiedzą też, że Jezus, Przyjaciel, specjalnie się spóźnił…. Doświadczenie śmierci bliskiej osoby jest tak mocne i przejmujące, że nawet mimo to, że Jezus był ich Przyjacielem, to mają żal, że nie zdążył i że się specjalnie spóźnił. Ostatecznie reakcja Jezusa jest zaskakująca – rozrzewnia się, wzrusza, płacze i wskrzesza.

Pozostaje pytanie – czemu się spóźnił? Czemu nie zdążył?

Odpowiedź – nie chciał zdążyć, bo jak sam powiedział: ta „choroba nie zmierza do śmierci, mają się ujawnić sprawy Boże”. Mamy więc tutaj do czynienia z klasycznym kryzysem! A każdy kryzys jest po coś. Także ten, który nas dotyka bardzo osobiście. Zazwyczaj jest on po to, żeby coś w nas umarło i narodziło się na nowo.

W siostrach umarł obraz Jezusa Cudotwórcy i Nauczyciela, a pojawił się obraz Boga panującego nad wszystkim, nawet nad śmiercią. Ale siostry „zapłaciły” czterodniową rozpaczą, smutkiem i żalem. Na pewno bolało i łatwo nie było…

Czy dzisiaj my, katolicy nie jesteśmy w tej samej sytuacji?

Ad 1. Sytuacja epidemii, na którą nie mamy tak do końca wpływu (takie jest życie, tak się zdarza…). Kiedyś się to zmieni, ale na razie jesteśmy bez sakramentów, bez uroczystego obchodzenia świąt, my jako kapłani – bez wiernych… oczywiście kombinujemy – transmisje online mszy, ukradkowe spowiedzi, i wiele innych…

Ad 2. Dominuje w nas uczucie źle skrywanego albo i nieukrywanego żalu – czemu tyle restrykcji? Czy nie można inaczej? Czy rzeczywiście trzeba aż tak ostro reagować? Przecież można by jakoś inaczej…

My też dzisiaj mamy kryzys, jak Marta i Maria… jest to kryzys, który stawia nas wobec pytania o fundamenty naszej wiary, o obecność i wartość sakramentów w naszym życiu, o poziom naszej wiary…

Zachęcam do refleksji nad dzisiejszą ewangelią w tym kierunku.

I perełka do zastanowienia na koniec: i Marta i Maria powiedziały do Jezusa te same słowa. Dlaczego zareagował na słowa tylko jednej z nich? Myślę, że to jest klucz, do poradzenia sobie z kryzysem i poniekąd do dzisiejszej ewangelii.

Podpowiedź – Łk 10,39